Macierzyństwo do góry nogami

PHOTOGENICA
PHOTOGENICA

Dwie kreski, które potrafią w jednej chwili wywrócić życie do góry nogami. Powtarzasz test kilka razy, bo ciągle nie możesz uwierzyć. Zostaniesz mamą. Przez dziewięć kolejnych miesięcy układasz w głowie tysiące nieuporządkowanych myśli i planów na wspólne życie. I nagle budzisz się w nowej rzeczywistości, tuląc w objęciach maleństwo. Co więcej, dopiero w tym momencie czujesz, że rozpoczynasz prawdziwą przygodę z macierzyństwem, która odbiega nieco od wcześniejszych wyobrażeń.

Ciąża – miłość od pierwszego wejrzenia
Okazało się, że wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nigdy nie zapomnę tej chwili. Mały Kropek na monitorze od razu zawrócił mi w głowie. Miał zaledwie kilka milimetrów, a w momencie przejął kontrolę nad moim sercem i rozumem. Gdy poczułam pierwsze ruchy, zapisałam datę w dzienniczku, by nie zapomnieć. Brzuszek robił się coraz większy, a istotka w nim mieszkająca dokazywała coraz bardziej „Mamo – puk, puk, wypuść mnie stąd, trochę mi ciasno” – zdawał się wołać Kropek. „ Już niedługo kochanie, będziemy spędzać razem czas, chodzić na spacerki, czytać książeczki, przytulać się na dobranoc, wytrzymaj jeszcze troszeczkę”. Snułam wizję wspólnych dni, patrząc w przyszłość przez różowe okulary. Ciąża to był czas zakochania, miałam wszystkie typowe objawy. Czułam motylki w brzuchu, całe dnie myślałam o małej miłości i tylko czekałam na namacalne obcowanie z obiektem westchnień. Choć z drugiej strony, ten stan nie odebrał mi całkowicie rozumu. Chciałam jak najlepiej przygotować się do nowej roli. Przeczytałam stertę podręczników, szukając odpowiedzi na nurtujące pytania. Na finiszu został mi już tylko galimatias w głowie i pełno obaw, czy sobie poradzę.

Poród – chwila prawdy
Gdy spotkaliśmy się po drugiej stronie brzucha, wiedziałam, że zrobiłabym dla niego wszystko. Poczułam bardzo mocno, że jestem odpowiedzialna za to maleństwo, które musiałam oswoić ze światem. Jednak i mnie samej nie pozostało nic innego, jak w trybie natychmiastowym przystosować się do zupełnie nowej rzeczywistości. Nagle z brzucha wyskoczył Mały Człowiek i wymagał całkowitej uwagi. Stan euforyczny minął szybko i pojawiły się pierwsze trudności. Mimo że zaraz po porodzie przystawiono mi dziecko do piersi i wówczas bardzo dobrze radziło sobie ze ssaniem, w pierwszej dobie każda podejmowana przeze mnie próba karmienia kończyła się płaczem. Szperałam w głowie, szukając podręcznikowych rozwiązań, jednak emocje brały górę. Miałam to szczęście, że trafiłam na wspaniałe położne, które bardzo mi wtedy pomogły. Następnego dnia zaczęliśmy z Małym Człowiekiem uczyć się siebie i opanowywać wspólnie techniki karmienia. Wtedy też zrozumiałam, że ta miłość to coś więcej niż zwykła fascynacja. Różowe okulary, przez które patrzyłam wcześniej, zdały się zbędnym, niedojrzałym gadżetem pomalowanym kolorem iluzji. Otworzyłam się na zupełnie nowy wymiar tego uczucia.

Odwrócony świat
Dziecko jak nikt inny potrafi przewrócić świat do góry nogami. I nie chodzi tu tylko o wieczny bałagan, garnek w pralce czy but w szufladzie kuchennej. To przewrót myśli, sposobu postrzegania świata, priorytetów, wszystkiego. Oprócz chwil radości i szczęścia to realne doświadczenie, które nie jest pozbawione wyzwań, ekstremalnych sytuacji, kryzysów i gorszych dni. Bardzo szybko przekonałam się, że Mały Człowiek ma zupełnie inną wizję wspólnego życia. I tak, spacerki były nie lada wyzwaniem, zwłaszcza na początku, bo dziecko leżeć nie chciało. Zamiast czytania książeczek i edukacyjnych zabaw, których po ciążowych lekturach miałam w głowie całe mnóstwo, lepsze były samodzielne próby odkrywania świata i pełzanie swoimi ścieżkami. Drzemki w ciągu dnia zdarzały się raczej sporadycznie i na krótko, więc trzeba było zorganizować domowe obowiązki w innowacyjny sposób, mając na względzie towarzystwo brzdąca. Okazało się, że bycie mamą to również sztuka dobrej organizacji. Nieraz gotowałam obiad, tańcząc z garnkami, by zainteresować czymś Małego Człowieka i zapewnić sobie jego obecność w zasięgu wzroku. Matka wariatka? Pewnie trochę tak, bo czasem inaczej się nie da.

Macierzyństwa nie przerobimy w pigułce w ciągu dziewięciu miesięcy. Dopiero po urodzeniu dziecka przechodzi się na realny wymiar tego doświadczenia. Bez różowych okularów, bez złudzeń i iluzji. Czy tak jest gorzej? Myślę, że nie. Przynajmniej nie trzeba nikogo prosić, by nas uszczypnął, gdy usłyszymy z ust brzdąca „kocham cię, mamo”. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze, ten owoc macierzyństwa, jakim jest prawdziwa miłość dziecka.

Z bloga wzięte:
„Z tej nowej perspektywy zupełnie inaczej patrzę na życie. Choć błędnik niejednokrotnie wariuje i trudno złapać równowagę, lubię ten stan i coraz rzadziej kręci mi się w głowie. Czy czuję, że coś mi umknęło? Zdecydowanie nie, dopiero teraz zdaje mi się, że żyję pełnią życia.”
***
Tekst: Ewelina Skurzyńska, www.matkadogorynogami.wordpress.com

Bez-nazwy-1