Kiedy nasza ukochana pociecha odkrywa moc przemieszczania się, z jednej strony cieszymy się tą zmianą, z drugiej – czujemy, że oznacza to dla nas znacznie więcej ostrożności. Rzeczywiście – jak donoszą przeróżne statystyki, aż 70% wypadków z udziałem dzieci zdarza się w domu. Jeśli zatem masz pod opieką pozornie nieporadnego szkraba, musisz wiedzieć, że czasem oczy dookoła głowy nie wystarczą – potrzeba również zapobiegliwych działań i zmysłu przewidywania
Niebezpieczna trójka
Upadki, poparzenia, zatrucia – to trzy rodzaje wypadków, które najczęściej przydarzają się dzieciom do pierwszego roku życia. Ze zdecydowanej większości z nich maluchy wychodzą bez szwanku, a do odzyskania zdrowia wystarczy czułe słowo i buziak od mamy. Są jednak i takie przypadki, które wymagają hospitalizacji. Na samym końcu pod względem częstotliwości występowania znajdują się te, które kończą się śmiercią dziecka. Statystycznie jest ich niewiele, ale każdy taki wypadek oznacza ogromną tragedię dla całej rodziny.
„Znowu spadł mi z kanapy!”
Na forach internetowych bardzo często można znaleźć pytania z cyklu: „6-miesięczniak spadł z fotela, co robić?” czy „7-miesięczny synek spadł mi z łóżka, czy jechać do szpitala?”. Ilość takich historii oraz powtarzane wśród znajomych i rodziny wspomnienia sprawiają, że tego typu wypadki mogą wydawać się czymś naturalnym, wpisanym w dzieciństwo. Utwierdzają w tym liczne formy uspokojenia, takie jak: „Nie panikuj, jeszcze nieraz ci spadnie. Mój Kacper to chyba z dziesięć razy spadł mi z łóżka”.
Takie słowa nie powinny mieć miejsca, a fakt spadania niemowlęcia z łóżka, kanapy czy fotela nie może być usprawiedliwiany „po prostu dzieciństwem”. To raczej znak, że nie jesteśmy wystarczająco ostrożni i należy zwrócić większą uwagę na to, jak opiekujemy się dzieckiem.
Przykładem nieco niefrasobliwego podejścia do upadków dzieci była sytuacja, w jakiej znalazła się Kasia, mama 2-letniego dziś Mateusza.
– Mój synek spadł mi z kanapy, kiedy miał 6 miesięcy – wspomina Kasia. – Na początku strasznie spanikowałam, dzwoniłam do mamy, do siostry, ciągle upewniałam się, że wszystko jest w porządku. Mateuszek szybko przestał płakać, a wszyscy dookoła podchodzili do sytuacji z lekkim rozbawieniem. Słyszałam „spokojnie, to się jeszcze nieraz zdarzy” i inne uspokajające słowa. Następnym razem, gdy syn stoczył się z fotela i uderzył głową w podłogę, byłam znacznie spokojniejsza – w końcu to „się zdarza”. Trzy godziny później panicznie dzwoniłam na pogotowie, bo Mateusz tracił przytomność. Okazało się, że miał wstrząśnienie mózgu. Kiedy wróciliśmy ze szpitala, natychmiast kupiłam leżaczek oraz krzesełko i przestałam zostawiać małego na łóżku. Nigdy nie powiedziałabym nikomu, że „to się zdarza, spokojnie” – podkreśla mama Mateusza.
„On wie, że nie wolno!”
Rodzice są coraz bardziej uczuleni na ryzyko oparzenia u maluchów. Znacznie częściej kupujemy osłony na kuchenkę, wyrabiamy w sobie nawyk odkładania garnka z zupą na palnik znajdujący się przy ścianie i dbamy, aby żadna filiżanka z gorącą kawą nie znajdowała się w pobliżu małych rączek. Mimo to wciąż zdarzają się wypadki oparzeń u maluchów – „okazji” jest bowiem tak wiele, że czasem wystarczy sekunda, by doszło do nieszczęścia. Inaczej jednak podchodzimy do kwestii potencjalnych zatruć. Wydają się znacznie mniej prawdopodobne – maluch w sekundę może sięgnąć po kubek z gorącą herbatą, ale już połknięcie leków mamy zajmuje trochę czasu, więc rodzic ma większe szanse na zapobiegnięcie temu zdarzeniu. Nie blokujemy więc drzwiczek „z chemią”, nie umieszczamy leków wysoko i nie dbamy o leżący na stoliku nocnym syrop. W efekcie zatrucia, choć znacznie mniej „prawdopodobne”, są równie częstym powodem hospitalizacji dzieci jak oparzenia.
Powodem naszej nieostrożności bywa też przekonanie, że „dziecko wie, że nie wolno”. Dowodzi tego przykład Leny i jej półtorarocznego syna Maksymiliana.
– Dzisiaj, patrząc na nasze doświadczenia z perspektywy dwóch miesięcy, nie wiem, co mną kierowało, ale na pewno nie rozsądek – podkreśla Lena. – Kiedy Maks zaczął raczkować, wszyscy mówili mi, że powinnam go nauczyć, że pewnych rzeczy robić nie wolno. Byłam pewna, że jeśli będę tak robić, on to przyjmie jako coś oczywistego. W końcu miałam wrażenie, że się udało – mój synek patrzył na mnie badawczo, kiedy kierował się do szafki ze środkami czystości i na moje „nie wolno” szybko się od niej oddalał. Byłam z siebie dumna, a kiedy koleżanka z niepokojem zapytała mnie, dlaczego nie przełożę tych płynów do najwyższej szafki, odpowiedziałam „Maksiu wie, że tego nie wolno”. Trzy dni później przeżywałam najgorsze chwile swojego życia, bo mój syn zjadł dwie kapsułki płynu do prania. Po prostu wykorzystał moment, kiedy byłam w pokoju obok i dobrał się do zakazanej szafy. Moja naiwność nie miała granic – zauważa mama Maksa.
„Zabezpieczenia okien? Przesada!”
Do jednych z najbardziej zagrażających życiu dziecka wypadków należy z pewnością upadek ze znacznej wysokości – najczęściej na skutek wypadnięcia malucha z okna. Choć wielu rodzicom tak przerażające wydarzenie wydaje się nieprawdopodobne, każdego roku dochodzi do wielu takich przypadków – niestety, w sporej części kończą się one śmiercią dziecka.
Zapobiegnięcie tragedii nie musi być jednak bardzo trudne i wiązać się z przebywaniem z dzieckiem w pokoju w każdej porze dnia i nocy. Wystarczy przecież kupić klamki okienne, które zamykane są na kluczyk. Taki zestaw kupiła do swojego mieszkania Kamila, mama 4-letniej Zosi i 2-letniego Patryka.
– Mieszkamy na trzecim piętrze, więc zakup takich klamek był dla mnie oczywisty – podkreśla Kamila. – Nie mogłabym spokojnie powiesić prania, wiedząc, że moje dzieci mogą wpaść na jakiś szalony pomysł pt. „podsuńmy sobie krzesło i spróbujmy otworzyć okno”. Zadziwiła mnie natomiast reakcja mojej koleżanki, która również mieszka wysoko i ma małe dziecko. Spytała, ile zapłaciłam, a ja odparłam zgodnie z prawdą, że 150 złotych za całość. Westchnęła i powiedziała, że musi to przemyśleć. Klamek nie kupiła, „może później”, ale zabawkę dla synka za 200 złotych, owszem. Wydaje mi się, że taki wypadek jest dla niej tak nieprawdopodobny, że zwyczajnie szkoda jej pieniędzy – zauważa Kamila.
Ostrożność, rozsądek i przewidywanie
Okoliczności, w których dziecku może przydarzyć się krzywda, można wymieniać bez końca, podobnie jak rodzaje zabezpieczeń, którymi należy „obstawić” mieszkanie. Warto jednak nadmienić, że nawet najlepsze klamki w oknach nie będą skuteczne, jeśli nie będziemy ich zamykać na klucz, a wysoko umieszczona apteczka nie będzie gwarantem bezpieczeństwa, jeśli słodki syrop przeciwgorączkowy będzie pozostawiany na stoliku. Dopiero połączenie zabezpieczeń, naszej uwagi i rozsądku może uchronić malucha przed prawdziwymi zagrożeniami.