Dieta matki karmiącej to temat, wokół którego narosło bardzo dużo mitów. Szczególnie popularny jest pogląd, że kobieta w okresie laktacji powinna zapomnieć o swoich ulubionych potrawach, kawie czy mleku i ograniczyć się niemal wyłącznie do gotowanego kurczaka, ryżu i marchewki. Ile prawdy jest w tym poglądzie? Karolina Pityńska-Maga, położna i ekspert marki Mama i ja, wody źródlanej dedykowanej dzieciom i kobietom w ciąży, zdradza, jak powinno wyglądać menu młodej mamy i jaki wpływ na dziecko mają spożywane przez nią pokarmy.
Światowa Organizacja Zdrowia zaleca wyłączne karmienie piersią do ukończenia przez dziecko 6 miesiąca życia i kontynuowanie go do co najmniej dwóch lat. Wiele mam nie wyobraża sobie podążania taką drogą z jednego powodu – tzw. diety matki karmiącej. W końcu każda z nich przynajmniej raz słyszała, że wszelkie alergie, kolki, nieprzespane noce, płaczliwość czy rozdrażnienie malucha to efekt zjedzenia przez kobietę kapusty, pomarańczy, jogurtu czy innego produktu z niekończącej się listy rzeczy zakazanych. Tymczasem okazuje się, że nie ma związku pomiędzy zawartością w mleku większości składników, w tym wapnia, żelaza, magnezu, potasu, węglowodanów i laktozy, a spożyciem przez mamę tych substancji. Nie ma również potwierdzonej zależności między jedzeniem ciężkostrawnych czy wzdymających produktów a kolkami u dzieci. Prawdą jest natomiast, że zróżnicowane menu kobiety, bogate w owoce, warzywa i przyprawy, ma wpływ na smak i aromat mleka. Takie zmiany są jednak bardzo pożądane, ponieważ stanowią dla dziecka doskonałą stymulację sensoryczną, wpływają pozytywnie na jego układ nerwowy i sprawiają, że w okresie wprowadzania żywności uzupełniającej dzieci lepiej akceptują nowe smaki. Z medycznego i zdroworozsądkowego puntu widzenia nie ma konieczności stosowania w okresie laktacji prewencyjnej diety eliminacyjnej. Co więcej, takie działanie nawet zwiększa szansę na alergię u niemowlęcia z grup ryzyka. Warto więc jeść wszystko i po prostu obserwować dziecko, a w przypadku wystąpienia objawów uczulenia usunąć dany produkt z menu na 2- 4 tygodnie, a potem spróbować raz jeszcze, wyjaśnia Karolina Pityńska-Maga, położna i ekspert marki Mama i ja. Podobnie jest z przybieraniem na wadze i mitem, sugerującym, że niektóre kobiety mają „zbyt chude” lub „zbyt tłuste” mleko. Badania naukowe pokazują, że wartość energetyczna mleka kobiecego w niewielkim stopniu uzależniona jest od diety mamy. Proporcje makroskładników w naturalnym pokarmie (białka, węglowodany, tłuszcze) są zmienne, ale ich zmienność zależy od wieku dziecka, pory dnia, płci, objętości ostatniego karmienia. Ilość produkowanego mleka również nie jest zależna od żywienia, z wyjątkiem sytuacji niedożywienia. Młoda mama powinna zatem przede wszystkim jeść zdrowo i różnorodnie, a o jakość mleka dla malucha zatroszczy się sam organizm, dodaje ekspert.
Jakość, nie ilość
Przyjmuje się, że każda zdrowa kobieta powinna codziennie przyjmować od około 1600 do 2400 kilokalorii. Komponując jadłospis mamy karmiącej warto pamiętać, że w jej przypadku zapotrzebowanie kaloryczne wzrasta, jednak – wbrew pozorom – nie musi zostać podwojone w celu wyprodukowania odpowiedniej ilości mleka. Podaż energetyczna podczas laktacji wzrasta o około 670 kcal na dobę, z czego 500 kcal musi zostać dostarczone z pożywienia, a reszta powinna pochodzić z zapasów tkanki tłuszczowej z okresu ciąży. W drugim półroczu życia dziecka, gdy nie jest już ono karmione wyłącznie piersią, ale zaczyna poznawać nowe smaki, udział dodatkowej energii w diecie powinien wynosić ok. 400 kcal/dobę. Dużo ważniejsze od tego, ile zjada mama, jest natomiast jakość i skład posiłków, wyjaśnia Karolina Pityńska-Maga, ekspert marki Mama i ja. Co zatem powinna jeść kobieta karmiąca? Podstawą piramidy żywieniowej w okresie laktacji są węglowodany, w tym szczególnie pełnoziarniste produkty zbożowe, a także owoce i warzywa. Zapotrzebowanie na białko w tym czasie wynosi 1,45 g/kg masy ciała/dobę, z czego ponad połowa powinna być pochodzenia zwierzęcego, w postaci chudego mięsa, jaj, tłustych ryb morskich. Warto podkreślić, że mamy weganki również nie są na straconej pozycji – muszą tylko odpowiednio zbilansować dietę w oparciu o białka pochodzenia roślinnego (z nasion strączkowych, orzechów, zbóż, przetworów sojowych) i uzupełnić ją właściwą suplementacją, mówi położna. Podczas laktacji ważna jest jeszcze jedna kwestia: woda. Każdego dnia w kobiecych piersiach produkowane jest średnio 750 ml mleka, dlatego tak ważna jest ilość przyjmowanych płynów. Młoda mama powinna pić kilka dodatkowych szklanek wody dziennie, najlepiej przebadanej, niskozmineralizowanej wody źródlanej o obniżonej zawartości sodu, jak produkty Mama i ja. W sumie w okresie laktacji należy przyjmować ok. 3 litrów płynów na dobę, wliczając w to zupy, herbaty, kawę i soki, dodaje na ekspert.
Woda źródlana Mama i ja
Cena:
1,5 L – cena: 2 zł
0,5 L – cena: 1,50 zł
0,33 L – cena: ok.1,2 zł
Mama i ja to marka źródlanej wody niegazowanej. Produkt przeznaczony jest w szczególności dla niemowląt i małych dzieci, kobiet w ciąży oraz mam karmiących piersią. Mama i ja to marka należąca do firmy WOSANA S.A. Początki firmy sięgają 1991 roku, jej siedziba mieści się w Andrychowie. Najwyższą, jakość produktów zapewnia wdrożony przez firmę system zarządzania bezpieczeństwem żywności zgodny z międzynarodową normą EN ISO 22000: 2005. Mama i ja posiada pozytywną opinię od Centrum Zdrowia Dziecka. Produkt dostępny jest w sieciach: Real, Makro, Tesco, Kaufland, Netto, Carrefour, Selgros, Auchan, Eurosklep e-sklepach dodomku.pl, frisco.pl oraz bdsklep.pl.
Karolina Pityńska-Maga
Absolwentka studiów magisterskich na kierunku położnictwo na Uniwersytecie Rzeszowskim. Posiada doświadczenie w pracy na sali porodowej oraz jako położna środowiskowa pomaga świeżo upieczony rodzicom w opiece nad noworodkiem. W 2017 roku uzyskała tytuł specjalistki w dziedzinie pielęgniarstwa położniczego. Nieustannie poszerza i aktualizuje wiedzę w tematyce położnictwa i innych dziedzin medycznych, które są związane z kobietą i opieką nad noworodkiem. Posiada podyplomowe studia z dietetyki i planowania żywienia a obecnie stara się o tytuł certyfikowanego doradcy laktacyjnego. Ukończyła również szkolenia z prowadzenia aktywnego porodu i pozycji wertykalnych, a także zaburzeń uroginekologicznych i rozejścia mięśnia prostego brzucha.