M. jest wspaniałym ojcem – wraca z pracy zmęczony, ale zawsze znajdzie czas dla Kitki. Pobawi się z nią, porobi do niej zabawne miny, przewinie, kiedy trzeba. Jest też cudownym mężem – zawsze mogę na niego liczyć, kiedy jestem bardzo zmęczona albo chcę w spokoju zjeść kolację, czy nawet kiedy zwyczajnie nie chce mi się akurat przewijać Kitki, bo czytam. Przygotowuje kąpiel małej, robi jej kaszkę, towarzyszy nam przy kąpieli, kiedy może.
Gdy wracam z wykąpaną księżniczką, siadam na przygotowanym wcześniej „stanowisku karmienia”, a obok czeka na mnie butla dla małej i gorąca herbata dla mnie. M. musi jeszcze często polecieć po kilka rzeczy, których zapomniałam położyć sobie pod ręką. Po wszystkim idziemy we trójkę do pokoju Ewci, kładziemy ją do łóżeczka, a sami siadamy obok w fotelu bujanym (ja na kolanach M.) i czytam im obojgu bajkę. Kiedyś to wystarczało, żeby uśpić nasze małe dziecko, ale teraz jest już większe i po wszystkim muszę je jeszcze ukołysać na rękach, przy wtórze kołysanek śpiewanych przez Turnaua, Umer i moją skromną osobę, a mój mąż w tym czasie rozkłada dla nas łóżko.
Ale czasami M. ma zabawne, typowo męskie wejścia. Przez moment mnie wkurzają, ale potem już tylko śmieszą. Na przykład, w początkach nauki usypiania Ewy, które jakiś czas temu przechodził. Kołysał ją na rękach, ale małej wypadł smoczek. Bez smoczka jak wiadomo się nie da, więc patrzę, jak mój na co dzień twardy, zaradny, pomysłowy mężczyzna sobie poradzi. Patrzy przez chwilę na zgubę i najwyraźniej postanawia ją zignorować, ale Kiki upomina się o swoje. Musisz jej włożyć z powrotem smoczek – podpowiadam więc. Na co M. stwierdza poirytowany: Mam tylko dwie ręce. No pewnie, jak ja sama usypiam dziecko, to wyrastają mi dwie dodatkowe. Zdarzało mi się, że wkładałam nieposłuszny smoczek do małego dzióbka, jednocześnie przerzucając palcem u nogi kołysankę, która rozbudza córcię i nie przestając jej kołysać, bo już zamykała oczka i gdybym przestała, to natychmiast by się obudziła.
Jest wiele sytuacji, kiedy budową ciała przypominam bardziej mściwą boginię Kali niż normalnego człowieka, poruszam się jak komiksowy Flash między kuchnią, w której gotuje się obiadek dla dziecka, a pokojem, w którym rzeczony osobnik kitkuje na macie. Czasem muszę, siedząc na ubikacji albo stojąc pod prysznicem, jednocześnie zabawiać rozmarudzoną Ewcię. Nie raz zdarzyło mi się sadzać ją w bujaczku z nadzieją, że posprzątam pokój, co oczywiście wiązało się z kolejną porcją występów ze szmatą w ręku, z przerwami na sprint do kuchni, żeby sprawdzić, czy woda na mleko już się wystudziła.
Jaki z tego morał? Jeśli chodzi o dziecko to kobieta jest wszechmocna – ma dziesięć par rąk i oczy dookoła głowy, niezawodną intuicję, tupet jak taran, jest delikatna jak młoda trawa na łące przy usypianiu a jednocześnie twarda jak tytan przy karceniu, ma łeb jak sklep a w dodatku jest modelem samouczącym się o wzmożonej odporności i funkcji autonaprawy.
A mężczyzna? Mężczyzna stara się jak może ułatwić swojej ukochanej życie, ale ogólnie już w jego projekcie zaszły zasadnicze różnice. Dlatego doceniam jego nieocenioną pomoc, starania i chęć nauki, a także fakt, że skoro ja póki co nie muszę iść do pracy to i on nie musi robić tego wszystkiego co ja.
Elżbieta K., autorka bloga www.kawa-herbata-mleko.blog.pl
Jesteś nielukrującą mamą?
Skorzystaj z formularza www.dobra-mama.pl/mama-nie-lukruje i prześlij nam swoje teksty, a być może któryś z nich zostanie wybrany TEKSTEM MIESIĄCA, który nagrodzimy upominkiem, opublikujemy w naszym magazynie i na stronach internetowych.