Chciałabym podzielić się swoją historią, w której nie ma ani grama lukru.
Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień, a kto nigdy nie podniósł głosu na swoje dziecko, niech pierwszy podniesie rękę.
I tak naprawdę trudno stwierdzić, po co w ogóle krzyczymy w rozmowie. Czy to z osobą dorosłą, czy z maluchem. Przecież to, że nie widzimy reakcji na nasze słowa, nie jest wynikiem problemów słuchowych, a bardzo indywidualną postawą naszego rozmówcy. I może być ona spowodowana wieloma kwestiami, ale zamiast krzyczeć, warto słuchać. Przecież kiedy krzykiem próbujesz przeprowadzić rozmowę ze swoim partnerem, widzi on, że rozmowa nie przyniesie żadnego efektu, skoro jest nacechowana emocjami, zamiast merytoryką. I zrozumiałe są emocje w dyskusjach, zwłaszcza tych ważnych i poruszających aspekty dla nas najistotniejsze, niemniej jednak krzyk nigdy nie doprowadzi do porozumienia, a jedynie będzie podsycał niezdrową atmosferę między rozmówcami, prowadząc ostatecznie do większego krzyku lub… do niczego.
Jeszcze gorzej, kiedy krzyczymy do dziecka, które nie jest w stanie rozszyfrować padających, jak z karabinu maszynowego, słów, a jedynie odczytuje negatywne emocje, których się boi i obwinia samego siebie o to, że mama się zezłościła. Krzyk wobec dziecka kończy się płaczem albo śmiechem. Tym pierwszym właśnie wtedy, kiedy dziecko jest wystraszone i kompletnie nie rozumie, czego się od niego oczekuje. Śmiechem, kiedy uważa złość rodzica za zabawę i próbuje zarazić nas swoim humorem, tym samym sprawdzając, gdzie postawimy granice. Bardzo często ogarnia nas wtedy bezsilność, no bo jak w końcu sprawić, żeby młody ubrał buty, zjadł zupę, a mała księżniczka wstała z podłogi sklepowej i przestała się awanturować, bo nie dostanie kolejnego jajka niespodzianki?
Krzyk nie jest żadnym rozwiązaniem. Żadnym narzędziem poprawiającym, tak bardzo oczekiwane przez współczesnych rodziców, posłuszeństwo ich dzieci. Ale jest coś gorszego. Uwierz, możesz zrobić coś jeszcze gorszego swojemu dziecku i ja to zrobiłam, nie będąc absolutnie świadoma konsekwencji…
Wybrałam się ostatnio na zakupy. Tak dokładnie to na jeden zakup bardzo ważnej, podstawowej rzeczy do domu, której nie wybiera się w pięć minut. Sprawa pilna, bo bez lodówki kiepsko funkcjonuje każde mieszkanie. Nie było możliwości pojechać samej, zatem fotelik samochodowy również miał swojego pasażera. Zaledwie 15 minut. Tyle wystarczyło mi, żeby zaniechać dalszych zakupów, rzucić wszystkim, odwrócić się na pięcie, złapać za rękę i wrócić do samochodu. Pierwsza taka nasza kumulacja, w której zawarte były: krzyki, płacz, upór, tupanie nogami, a następnie uciekanie owiane głośnym śmiechem, świadczącym o świetnej zabawie. Prośby, groźby, przekupstwa. Wszystkie standardowe grzechy zostały przeze mnie popełnione w te piętnaście minut, byleby tylko wywalczyć tę nieszczęsną lodówkę. Nie udało się.
W drodze do samochodu wypowiedziałam zdanie, które konsekwencje przyniosło lawinowo: „mama jest zła z powodu twojego zachowania i nie chce już z tobą rozmawiać”.
Nastąpiła cisza, która utrzymała się aż do auta.
W lusterku zauważyłam te wielkie, otwarte ze zdumienia i zaszklone oczy. Po chwili usłyszałam: odezwij się do mnie, mamusiu… Mamusiu, proszę cię, powiedz coś do mnie. A za chwilę: o nie, mama się już nigdy do mnie nie odezwie. I wtedy zobaczyłam w tych oczach największy ból i największy strach mojego dziecka, po którym nastąpił płacz tak przerażający i rozdzierający serce, że ogarnęły mnie niewyobrażalne wyrzuty sumienia. Zdałam sobie sprawę, że moje dziecko chyba nigdy w życiu nie odczuwało takiej samotności, pomimo że przebywało ze mną w samochodzie. Zrozumiałam, że tak bardzo zaburzyłam poczucie bezpieczeństwa, że ten lęk przedzierał się przez każdy krzyk, gest i każdą łzę.
Jesteśmy całym światem dla dzieci. Jedynym oparciem, przyjacielem, przystanią, wyrocznią. Jesteśmy wszystkim. Niczego dzieci nie boją się tak bardzo, jak samotności i odrzucenia, bo bliskości i miłości potrzebują NAJBARDZIEJ. Dzisiaj już wiem, że nigdy w życiu nie wypowiem tego zdania. Ani teraz, ani za kilka lat. Jeszcze przez kilka dni słyszałam pytanie, które sprawiało, że czułam wielki wstyd i złość na samą siebie: ale będziesz ze mną rozmawiać, mamusiu, prawda? Prawda.
We mnie największą bezsilność i poczucie niskiej wartości wywołuje ignorancja, cisza z drugiej strony, brak chęci rozmowy. Właśnie w takich momentach, kiedy czułam chłód i dystans z drugiej strony, cierpiałam najbardziej. Dlaczego przyjęłam tę samą postawę wobec własnego dziecka? Nie wiem. Było to bezmyślne, kierowane negatywnymi emocjami. Ale było ich więcej w tej ciszy, niż w krzyku.
Jestem po stokroć mądrzejsza po tym doświadczeniu i jestem absolutnie pewna, że nieważnym jest, ile lat ma nasz rozmówca, nigdy, ale to NIGDY nie możemy dawać drugiej stronie ciszy i obojętności.
Tylko rozmowa, tylko argumenty, tylko negocjacje (jakkolwiek złego wydźwięku nie miałoby to słowo) mogą przynieść jakikolwiek owoc, a tragiczne plony zbiera dystans i milczenie.
Nie ma znaczenia, ile lat ma twoje dziecko – rozmawiaj z nim, nawet jeśli nie rozumie. Nieważne jak bardzo jesteś zła – przytul i pogłaszcz. Nie ma znaczenia, że jako rodzic „zawsze wiesz lepiej” – pamiętaj, by przepraszać, jeśli popełnisz błąd. Metryka nie jest istotna w obliczu tego, co możemy przeżywać wewnątrz i jak może runąć nasz świat, jeśli czujemy się odstawieni w kąt.
Małgorzata Janik, autorka bloga www.samamamasite.wordpress.com
Chcesz zostać kolejną nagrodzoną nielukrującą mamą?
Skorzystaj z formularza www.dobra-mama.pl/mama-nie-lukruje i prześlij nam swoje teksty, a być może któryś z nich zostanie wybrany TEKSTEM MIESIĄCA, który nagrodzimy upominkiem, opublikujemy w naszym magazynie i na stronach internetowych.